Między burzą… a burzą
Dwadzieścia osób pod dowództwem Jadzi Mazurkiewicz ruszyło na niedzielną (22.05) wycieczkę na północ od Łodzi. Tym razem turyści kolarze pojechali do Glinnika, Szczawina i Kęblin, gdzie przed dworem rośnie największy w województwie łódzkim kasztanowiec (4,5 m obwodu). Przebijając się częściowo przez piachy, a dalej jadąc świeżutkim asfaltem kolarze przejechali przez Dzierżązną (dwór, niestety z olbrzymią kłódką na bramie), Bądków do Modlnej. Z tego miejsca wszystkie drogi prowadzą do… Sokolnik, więc turyści żwawo przebierali odnóżami poganiani przez pioruny i grzmoty burzy, prawdopodobnie tej, która w tym momencie bębniła gradem o prezydencką limuzynę w położonym niedaleko Tumie. Tu pod dachem przeczekali nawałnicę zasilając jednocześnie kasę tutejszej lodziarni. Wzmocnieni porcjami lodowych kulek ruszyli dalej, przez Kanią Górę, Rosanów do Malinki. Tu nastąpiła kolejna przerwa na jedzenie lodów. Do posiłku przygrywały naszym dzielnym turystom kolejne grzmoty. Gdy na niebie zagościł błękit kolorowy peleton pomknął do leśniczówki w Łagiewnikach. Tu niestety lodów nie było, była za to kolejna już na 85-cio kilometrowej trasie burza, więc gdyby tak Leśnictwo Łódzkie postawiło budkę z lodami…
Piotr Kolenda