Twardym trzeba być…
…nie mientkim – powiedział kiedyś Kiler do Siary. Po wczorajszym rajdzie, który doświetlało nam słoneczko dziś (15.05) poranek przywitał nas deszczem i temperaturą niższą o kilka stopni. No co tu dużo mówić, było zimno! Na szczęście kol. Rysiu Gołembowski żwawo pognał Piotrkowską w kierunku al. Mickiewicza i jeszcze żwawiej al. Włókniarzy i Pabianicką w kierunku Portu Łódź. Za Pabianicami (centrum ominęliśmy jadąc przez osiedle Bugaj) zanurzyliśmy się w sosnowe lasy i tam, przy niewielkim jeziorku zrobiliśmy postój na posiłek i jak to widać na zdjęciu, uzbrajanie butów w foliowe worki. Rysiek, który mieszka w Pabianicach zna te lasy doskonale. Nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się po paru kilometrach leśnej jazdy na skraju Pawlikowic. Wiaterek potęgował zimno, a drobny deszcz wciskał się pomimo dość szczelnego opatulenia się w kurtki i peleryny. Mieliśmy nawet skracać drogę, ale nasz dzisiejszy prowadzący był twardy i na tyle przekonujący, że dojechaliśmy do Dłutowa, dalej do Tuszyna, a jeszcze dalej prawie do granic Łodzi. Prawie, bowiem trafiła nam się „guma” i po paru kilometrach jeszcze jedna. W tym samym rowerze, w tym samym kole i w tym samym miejscu. W deszczu musieliśmy przeoczyć „coś”, co utknęło w oponie Eli. Przy pierwszym „pechu” jechaliśmy wszyscy razem, ale już przy drugiej „gumce” część grupy została z Elą, natomiast część w tym piszący te słowa, ruszyła do Łodzi. Dlaczego? Bowiem ja na przykład jechałem w krótkich spodenkach i po dłuższym postoju myślałłemm, że że gramm w kkolejnnej rreklammie pewnnejj siecici telleffoniiczcznejj, gddzie wssysstkkim ddajją ppoddwwójjnie.
Piotr Kolenda