Indie – Radżasthan rowerem (1-17.03.2013)
Żeby pojeździć na rowerze poza Europą, to było moje marzenie już od dawna, i to zimą, ale przy temperaturze ponad 40 stopni. Znalazłem w Internecie organizatora takiej wyprawy, i to do Indii. Przelot liniami Emirates z przesiadką w Dubaju. W Indiach lądowaliśmy w Delhi (11 milionów mieszkańców) i tu zaczęliśmy naszą przygodę z rowerem w 9 osób. Jazda na rowerze po miastach to horror, zawsze kto większy i sprytniejszy, to ma pierwszeństwo, pomimo nielicznych znaków drogowych czy świateł na skrzyżowaniu. Radżasthan to stan w Indiach większy od Polski. Jazda turystyczna na rowerze zaczęła się dopiero na prowincji i tu zobaczyłem kontrast jak żyją ludzie w Nowej Delhi, Delhi itp. i na wsiach.
Świątynie różnych religii, forty z zamierzchłych czasów znajdują się w dużych miastach lub na obrzeżach tych miast. Tylko w miastach są hotele, dlatego jeździliśmy po 30-60 km dziennie na rowerach, aby następnie busem podjechać do hoteli. Rano dojeżdżaliśmy busem do obiektów godnych zwiedzenia, a po południu rower. Zwiedzaliśmy parki narodowe na rowerach jak i autami terenowymi. Ludność zamieszkała tereny, które przejeżdżaliśmy na rowerach bardzo sympatyczna i zaskoczona, że my biali i nie stać nas na autokar, byliśmy pozdrawiani przez wszystkich napotkanych Hindusów a szczególnie przez dzieci. Mieliśmy w plecakach nasze cukierki krówki i nimi częstowaliśmy te sympatyczne społeczeństwo.
W pobliżu świątyń dużo osób sprzedających pamiątki, a ceny wywoławcze około 1000 rupii spadały przy dobrym targowaniu do 100. Mnóstwo rykszarzy oferujących (wręcz nachalni) swoje usługi transportowe. Jak jestem przy pieniądzach to podam kilka informacji o cenach. 1000 rupii to jest około 60 zł. 1 litr oleju napędowego – 50 INR, obiad 100-150 INR, woda mineralna 20, piwo w sklepie Hindus 30-50 butelka 650 ml, biały od 100 do… Kraj wegetarianów, na schabowego to nie ma co liczyć. Na ulicach pieką placki z mąki i wody, to ich chleb i do tego setki różnych sosów bardzo pikantnych z soczewicy itp. Wspomnę jeszcze o świętych krowach, które są wszędzie, chodzą gdzie chcą i leżą gdzie chcą na środku ulicy w centrum miasta i jest OK. Do tego psy, osły, kozy, małpy i trafi się wielbłąd czy słoń prowadzony przez opiekuna.
Myślę, że indywidualnie byłoby bardzo trudno odbyć taką podróż, brak wody – rzek na noclegi pod namiotem, dzikie psy i wszędobylskie małpy, bariera językowa, można się porozumieć po angielsku, przecież to była kolonia, perła w koronie Brytyjczyków. Ja i moi współtowarzysze tej przygody z Indiami skorzystaliśmy z biura podróży z Rybnika (Wakacjeinaczej.pl) i nas ta wyprawa kosztowała około 6000 zł (całość kosztów) + kieszonkowe 300 dolarów. W tym roku odbędzie się jeszcze jedna wyprawa, polecam. Ja jeszcze się zaszczepiłem w kraju przeciwko różnym chorobom, to koszt ponad 1000 zł, ale nie wymagane przez władze Indii.
W sumie jeździłem na rowerze 15 dni (2 dni podróż samolotem w obie strony) i przejechałem około 600 km, wyprawę zaliczam do jednej z moich najciekawszych eskapad poza granicami kraju wliczając między innymi Islandię czy wyprawę na Nordkapp w Norwegi. Szerszy opis i dużo więcej fotek można znaleźć pod adresem www.wandrus.zory.pl/kroniki poniżej relacji z Topienia Marzanny.
Ryszard Skonieczny (Szwagier)
KTK Wandrus Żory