Pielgrzymka rowerowa Płock – Roma 2014
Krzysztof Rybacki, Waldemar Karpiński z Klubu Turystyki Kolarskiej „Beneqteam” z Płocka i Janusz Grzybowski z Serocka w dniu 5 kwietnia po mszy świętej w kościele na Podolszycach Płn. i po błogosławieństwie udzielonym przez proboszcza Katedry przy pomniku Jana Pawła II w Płocku wyruszyli obładowanymi rowerami do Rzymu na kanonizację Papieża Polaka. Wśród licznych osób żegnających tych trzech śmiałków byli członkowie klubu „Beneqteam”, najbliższa rodzina oraz wiceprezydent miasta Płocka, który zapewniał, że mieszkańcy miasta będą trzymać kciuki, a kibice SPR Wisła będą nam szczególnie dopingować. Ta pielgrzymka to votum wdzięczności za kanonizację Jana Pawła II.
Trzydniowy przejazd przez Polskę należał do łatwych, gdyż równy teren, sprzyjający wiatr, dobra pogoda i grzecznościowo załatwione noclegi u znajomych nie pozwoliły pielgrzymom rowerowym odczuć trudu przejechanych ok. 450 km.
W czwartym dniu mijają Kudowę Zdrój i wjeżdżają do Czech. Dołączył do nich Andrzej Michalski z Kutna, który postanowił zrezygnować z samotnej pielgrzymki i kontynuować ją wspólnie. W Czechach pogoda się zepsuła. Po południu złapała ich gwałtowna burza. Na drugi dzień walczyli z silnym przeciwnym wiatrem i tak aż do Pragi. Zwiedzanie czeskiej stolicy odbyło się w szybkim tempie. Kolejny nocleg w przydrożnych zaroślach – kilka kilometrów za Pragą. Trzeci dzień w Czechach to liczne górki, częściowa jazda ścieżkami rowerowymi wzdłuż rzek, nadal przy porywistym i przeciwnym wietrze.
Niemiecka Bawaria przywitała ich słoneczną pogodą, a zarazem błądzeniem w labiryncie licznych dobrze utrzymanych dróg i ścieżek. Tylko dzięki powierzchownej znajomości języka niemieckiego i życzliwości wielu Bawarczyków udało im się pokonać dalsze kilometry zgodnie z wcześniej opracowanym projektem. Wiele kilometrów pokonują ścieżkami szutrowymi wzdłuż rzeki Ismar. W niedzielę palmową dojeżdżają do Monachium, aby wziąć udział w procesji z palmami i mszy świętej.
Po trzech nocach w Niemczech spędzonych „na dziko” wjeżdżają do Austrii, a jednocześnie w Alpy, których ośnieżone szczyty majestatycznie lśnią w blasku słońca. Pierwsza noc na campingu. Rano budzą się zdziwieni , że 10 centymetrowa warstwa śniegu pokryła ich namioty i wszystko wokół. Dalsza jazda przy padającym śniegu wśród tirów nie należy do przyjemnych. „Był to najtrudniejszy odcinek drogi jaki przebyłem w swoich dotychczasowych podróżach rowerowych” – wspomina Krzysztof. Wkrótce zjeżdżają w niższe partie gór i trafiają na słynną ścieżkę rowerową „Via Klaudia Augusta”- prowadzącą przez całe Alpy.
Mroźną Italię witają na przełęczy Resia (1525 m n.p.m.) w 12 dniu nieprzerwanej jazdy. Wkrótce piękne pejzaże Toskanii umilają im szybką jazdę wśród licznych kwitnących sadów: oliwkowych, brzoskwiniowych. W jednym z nich postanowili rozłożyć swoje namioty na noc. Nie był to najlepszy pomysł. Po godzinie pierwszej w nocy zostali rozbudzeni warkotem silników agregatów. Włoscy rolnicy włączyli zraszacze, aby chronić kwiaty przed przymrozkami. Po szybkiej ewakuacji przed godziną czwartą rozpoczęli dalszą nocną jazdę.
Aby dotrzeć nad Morze Liguryjskie muszą pokonać kilkudziesięciokilometrowe pasmo Apenin. Przypadło to w Wielką Sobotę i Niedzielę Wielkanocną. Rozpadał się deszcz a wysoko w górach burza straszyła swymi grzmotami. Na dodatek pojawiło się kilkanaście tuneli różnej długości. No i ta mgła, która ogranicza widoczność na kilkanaście metrów „Alpy to mały pikuś” – stwierdził później Andrzej – „w porównaniu z Apeninami”, który jako jedyny wtoczył się na przełęcz Cerreto bez zsiadania ze swego objuczonego „konia”. Wyczyn ten uczcili lampką wina na samej górze ponownie podziwiając zaśnieżone zbocza gór, które mieli w zasięgu ręki.
Miłym akcentem w Poniedziałek Wielkanocny był prezent przypadkowego kierowcy samochodu, Davide. Obdarował ich dużym czekoladowym jajem – symbolem Świąt Wielkanocnych. Dalsza droga upływała im pod znakiem pięknej słonecznej pogody wzdłuż wybrzeża Półwyspu Apenińskiego. Na chwilę zajrzeli do Pisy, żeby zobaczyć krzywą wieżę. Temperatura w tym czasie dochodziła nieraz do 28 stopni, więc nieraz korzystali z kąpieli w morzu.
Zgodnie z planem na Plac św. Piotra w Watykanie wjechali w piątek po 21 dniach nieprzerwanej jazdy na rowerze. Tam czekała na nich kolejna miła niespodzianka: ogromne zainteresowanie mediów polskich i zagranicznych. Spotkali też się z kilkoma grupami rowerowymi, biegaczami oraz piechurami, którzy przybyli na tę uroczystość z całego świata. Na drugi dzień wśród setek tysięcy Polaków uczestniczyli we mszy kanonizacyjnej Papieża Polaka i Papieża Jana XXIII. Wielką radość sprawił im Papież Franciszek, który po całej ceremonii przejechał się wzdłuż Via Concilliazone, przy której tkwili od dziewięciu godzin.
Następnego dnia spakowali swoje rowery z noclegu u sióstr zakonnych, u których nocowali za niewielką opłatą, wsiedli do pociągu zmierzającego do Cassino. Zdobyli górę Monte Cassino jak kiedyś 70 lat temu polscy żołnierze okupując to ogromną liczbą ofiar. Wielkim zaszczytem było złożenie kwiatów w tym miejscu. Powrót na rzymskie Lotnisko Fiumicino to dystans 220 kilometrów wzdłuż M. Tyreńskiego, na które docierają 30 kwietnia w południe.
Cały dystans to 2560 kilometrów – 23 dni jazdy rowerem. Mnóstwo spotkanych ludzi i przygód. „A najważniejsza to przygoda” – powiedział 63-letni Waldek. „Przygoda, która się dobrze kończy” – dokończył Krzysztof dodając: „ARRIVEDERCI ROMA”.